czwartek, 30 maja 2013

Recenzja: Bisz - Wilk Chodnikowy (2012)



Bisza pierwszy raz usłyszałem ponad półtora roku temu w materiale "Na Front" z pierwszej edycji akcji "Popkiller Młode Wilki". Wypadł bardzo dobrze, ale zupełnie mi nie przypasował, więc nie zacząłem interesować się jego twórczością. Jednak po wyjściu legalnego debiutu, "Wilka Chodnikowego", usłyszałem wiele dobrych słów o tym albumie i na początku tego roku zdecydowałem, że sprawdzę ten materiał. Dodam, że prawdopodobnie nie usłyszałbym tego krążka, gdyby nie propozycja Miuosha przystąpienia Bisza do stajni Fandango Records.

Znowu zacznę od utworów promujących płytę - singli. Jest ich dosyć sporo, jak na krążek zawierający 14 utworów, bo aż pięć.
Pierwszy z nich to "Pollock" na bicie znanego polskiego producenta rapowego, a mianowicie Bobera. Utwór wypełniony emocjami i hasztagami z dobrym off-beatem jak najbardziej ciekawi i zachęca do sprawdzenia pozostałej części "Wilka Chodnikowego".
Drugim singlem jest "Banicja". Można powiedzieć, że pod względem technicznym kawałek mija się z definicją singla - chociażby z powodu trwającej ok. półtorej minuty gry na pianinie wykonanej przez Pawbeats. Z drugiej strony element zawierający muzykę opartą tylko na pianinie to bardzo ciekawy i innowacyjny patent. Bisz wypadł dobrze, a nawet bardzo dobrze. Po raz kolejny zaprezentował swoje świetne umiejętności, czyli powalającą technikę, połączoną z nietuzinkową liryką.
Trzeci kawałek promujący płytę to "Jestem Bestią" z agresywnym beatem od producenta o ksywce "Brudny Wosk". Przyzwoita bragga, w której artysta przedstawia siebie jako bestię. Solidny singiel, zawierający punchline'y o bardzo specyficznej stylistyce. Warto obejrzeć klip do tego numeru wykonany przez ekipę evileyestudio, która ma na swoim koncie stworzone "obrazki" w podobnym klimacie. Teledysk można określić mianem dobrego dopełnienia.


Następnymi singlami są "Trainspotting" i "Indygo", do których teledyski zostały wydane już po premierze albumu. "Trainspotting" - świetny, refleksyjny kawałek z odpowiednim do niego klipem, który powstał na podstawie ujęć z filmu pt. "Beastie Girl" (premiera filmu ma się odbyć w tym roku).
"Indygo" można interpretować na parę sposobów. Z jednej strony z tekstu możemy wywnioskować, że każdy powinien decydować o swoim życiu, spełniać marzenia. "Gdy już nie wiesz dokąd iść, słuchaj krwi, która krąży w tobie. Daj się ponieść, daj się ponieść. W kolorze twojej krwi tkwi symbol i odpowiedź. Włóż koronę, włóż koronę." Słowa mogą dotyczyć również "Dzieci Indygo", którzy (jak podaje Wikipedia) od wczesnego dzieciństwa charakteryzują się specyficznymi zdolnościami paranormalnymi. Produkcją zajął się Pawbeats.
Warto zwrócić uwagę na "Wnyki". Tekst dotyczy nienarodzonego dziecka, do którego zwraca się raper. Mówi o konsekwencjach swoich czynów: "Twoja mama śpi, palę szlugi w kuchni. Miałem rzucić je dla ciebie, wiem, pomóż mi. Powiedz, że urodzisz się z genetyczną wadą, jeśli nie zmądrzeję zaraz – na co czekasz tato?" W "Carrie" Bisz bezpośrednio nawiązuje do Carrie White - głównej bohaterki filmu o tej samej nazwie co utwór. Lekka dawka horroru w dobrym wydaniu. Na krążku znajdziemy również kawałek dotyczący przeżyć artysty z kobietami i ich konsekwencji - "Zawleczki, Nakrętki, Kapsle", jak również inne osobiste numery, jak "Niech Czas Stanie", czy "Role Playing Life" z bardzo fajnym patentem na tekst.

Podsumowując, Bisz nagrał jedną z najlepszych płyt roku 2012. Braggi, życiówki, głębokie refleksje - to wszystko znajdziemy na płycie "Wilk Chodnikowy". Pokazał swój doskonały flow i genialną technikę opartą na stojących na wysokim poziomie bitach od m.in. Pawbeats, Brudnego Wosku, czy BobAira. Nic, tylko czekać na kolejną bombę od tego rapera z Bydgoszczy, z pewnością należącego do czołówki polskiej kultury hip-hopowej.

Ocena: +9/10

środa, 9 stycznia 2013

Recenzja: Ten Typ Mes - Kandydaci na szaleńców (2011)



Mesem zacząłem się interesować dosyć niedawno, bo dopiero jakoś w trzecim kwartale zeszłego roku. Obiły mi się wcześniej o uszy jakieś jego nagrania, ale nie za bardzo mi one podchodziły. Postanowiłem dać mu szansę, sprawdzając "Kandydatów na szaleńców".

Na "normalnej" wersji albumu znajdziemy 16 utworów. Jednak jeśli dla niektórych nie jest to wystarczająca ilość, polecam do przesłuchania/zakupu wersji 2CD, dostając dodatkowo 6 premierowych tracków + remix "Mój świat" z gościnnym udziałem Zeusa. Nie są to żadne odpady ze studia, a po prostu pomysł Alkopoligamii, żeby w sklepach muzycznych była sprzedawana wersja z jednym krążkiem. 2CD jest dostępna tylko na stronie wytwórni - Alkopoligamia.com. Kupując "okrojoną" wersję materiału możemy czuć niedosyt, więc polecam zakup wersji rozszerzonej.

Zacznijmy może od singli. Pierwszą ścieżką i zarazem pierwszym singlem na tym albumie jest osobisty numer "Otwarcie" ze świetnym bitem polskiego, cenionego beatmakera Bob Aira. Utwór ma charakter rozrachunkowy, rozliczeniowy i opowiada o różnych epizodach z życia rapera. Kontrowersyjnym tematem z tej ścieżki jest sprawa aborcji, która zdarzyła się w życiu Piotrka. Raper nie ukrywa tego faktu. I słusznie, cytując "Nie słucham ludzi zamkniętych w sobie, bo po chuj stają przed mikrofonem...".
Drugi singiel promujący "Kandydatów na szaleńców" to "Zanim znajdziemy" wyprodukowany przez Adama Petera. W bicie wyraźnie słychać elementy drum’n’bass, które moim zdaniem wyszły bardzo ciekawie. Refren wykonuje Mes i sam przyznaje, że daleko mu do dobrego śpiewu. Mimo wszystko przyjemnie się tego słucha i nie psuje to w żadnym stopniu odbioru utworu, a wręcz przeciwnie.
Trzeci i ostatni singiel znajdujący się na tym materiale to "Studio, scena łóżko" - kolejny wyprodukowany przez Bobera. Po samym tytule można się domyślić, czego dotyczy tematyka tego numeru. Przyjemny, luźny track z wpadającym w ucho refrenem i z ciekawymi makaronizmami gospodarza.


Poza świetnymi singlami można znaleźć wiele innych ciekawych tracków. Pierwszy, który przychodzi mi do głowy, to "Zamknięcie" - bardzo ostry, refleksyjny tekst, komentarz o otaczającej nas rzeczywistości, przegranym powstaniu warszawskim, a także o swoim ojcu.
Mamy również kawałek o miłości "L.O.V.E.", leniwe "Happy Home", "Głód Zwycięstwa" z dobrą zwrotką Stasiaka i klimatycznym bitem Qcieka. Oprócz tego "Zegar tyka", czyli part 2 "OiOM" z poprzedniej płyty założyciela wytwórni Alkopoligamia. Przyjemna i zaskakująca odskocznia na ostatni utwór z CD1. Bardzo spodobało mi się "Z tym, co w sobie mam" z gościnnym udziałem Stereotypów. Fajnie jest usłyszeć od czasu do czasu żywe instrumenty na rapowej płycie. "Tam gdzie chcę" to jeden z moich faworytów: "Synowie neostrady, córy "Sex and the city". Tu wasz Mister Nobody, tu MC nic na niby. Pary z labradorem, sztywne jak taboret. Zaczepiam was na mieście pytając, czy jest wtorek". Mistrz, a na bicie Donatan, też mistrz.

Jeśli chodzi o warstwę muzyczną jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nic dziwnego, jak za muzykę odpowiedzialni są m.in.: SoDrumatic, Bob Air, Donatan, Qciek, Kixnare, czy Adam Peter, który wprowadził klimaty drum'n'bass. Cytat z utworu "Szukam.." produkcji Petera: "My idziemy tylko do przodu, nigdy wstecz! Bo chcemy poszerzać horyzonty naszych słuchaczy". Prawda, dużą część słuchaczy (a w tym mnie) nie zadowoli już tylko klasyczny bit z samplem, a coś więcej.

Krótko mówiąc, Mes znowu zaskoczył. Dostaliśmy porządny podwójny album, na którym myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Zarówno refleksyjne, jak i spokojne czy luźne numery na zróżnicowanych bitach: klasycznych, elektronicznych czy nawet z nutką drum'n'bass. Pozycja bardzo dobra, niewiele brakuje jej do ideału. Oby takich więcej i miejmy nadzieję, że dostaniemy kolejną petardę od jednego z najlepszych MC w tym kraju już w tym roku.

Ocena: +9/10

wtorek, 11 września 2012

Recenzja: VNM - Etenszyn: Drimz Kamyn Tru (2012)



VNM - raper znany szczególnie ze swojej długiej obecności na scenie podziemnej polskiej rapu. Wydał 9 płyt na nielegalu. W tym roku premierę ujrzał światło dzienne drugi legalny krążek tego MC z Elbląga wydany w wytwórni Prosto Label pt. "Etenszyn: Drimz Kamyn Tru". Ciekawy pomysł na nazwanie płyty. W jednym z wywiadów dowiedziałem się, że VeNoM teraz nazywa tak płyty z tego powodu, że spotykał się po prostu codziennie z poprawną pisownią języka angielskiego (studiował filologię angielską) i przyszła mu do głowy ta myśl.

Nowy album został nagrany w zupełnie innym klimacie. Poprzednim materiałem, jak powiedział sam V, raper miał zaprezentować swoje skillsy, które rozwijał nagrywając kawałki w podziemiu.
Cała płyta jest bardzo osobista, ale zarazem zróżnicowana. Nową koncepcją, którą znajdziemy na płycie, jest śpiewanie (o ile to można w ogóle nazwać śpiewaniem). Bardziej trafnym określeniem dla tego użytego zabiegu są przyśpiewki, które na pewno wyszły ciekawie. Mi osobiście większość z nich przypadła do gustu. Na następnej spodziewać się można lepszej wersji, ponieważ Tomek podobno chodzi na lekcje emisji głosu/śpiewu.
Zresztą: "Jestem sobą i pierdolę to, że nie umiem śpiewać, i wezmę te lekcje śpiewu, jak po tej płycie parę tu wezmę przelewów". Całą zajawką zainspirował go Drake i J. Cole, których jest fanem.

Na E: DKT można usłyszeć 2 interesujące storytellingi. Jeden z nich to "Piątek", który ukazuje imprezowe życie rapera i jego wiadome konsekwencje. Drugi to fikcyjna opowieść "Nigdy Więcej", która przedstawia perspektywę zerwania z obu stron - mężczyzny i kobiety. Można się czepić, że przypomina jeden z utworów J. Cole'a o tej samej tematyce, ale wyszło to całkiem nieźle, więc mi to nie przeszkadza. Braggowy numer też znalazł dla siebie miejsce. Mam na myśli "Supernova". Wiadomo, to nie to samo, co poziom na jednej z płyt podziemnych "Na szlaku po czek", ale nadal trzyma poziom.


Zwrócić uwagę warto na "Na weekend". 800 000 obejrzeń na YouTube w 2 tygodnie. Tylko pozazdrościć takiego wyniku. Nie ma się w sumie co dziwić. Bardzo przyjemny singiel ze śpiewanym refrenem, dużo szczerych wersów. Raper przez spędzony weekend w domu korzysta z czasu na zastanowienie, refleksje.
W "Zrobią to za mnie" usłyszymy wiele znanych ksywek polskich raperów. Nie bez powodu. VNM rapuje tu o propsach, które dostał od weteranów rapu i przelotnych spotkaniach z nimi.
W "Potrzebuję" V mówi o tym, jak ważną dla niego rzeczą jest muzyka. Wszystkie inne sprawy są obok.
"To, że rucham, jem, piję to mi styka, ale to po co tu żyję to muzyka. To wszystko czego potrzebuję, bo tylko to mnie stymuluje..."

Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, jest dobrze. Za dokładnie połowę bitów odpowiedzialny jest dosyć świeży, polski producent SoDrumatic. Trochę poeksperymentował, i dobrze. Wyszły z tego fajne, klimatyczne i przyjemne dla ucha słuchacza podkłady. Oprócz niego na liście producentów znajduje się Drumkidz i 7inch - dwóch beatmakerów z Niemiec, oraz znany i ceniony polski Matheo, który wyprodukował "Śnieg".

Nie słucham za bardzo rapu z Polski, ale spokojnie mogę powiedzieć, że płyta znajduje się w czołówce albumów z roku 2012. Wygrała z debiutem "De Nekst Best", wprowadziła trochę świeżości do polskiej rapgry. Nic, tylko czekać na kolejny krążek, który mam nadzieję będzie miał premierę już na początku przyszłego roku.
Co do oceny, to ma ona oczywiście trochę inną rangę z powodów oczywistych. Nie jest to amerykański rap, więc wystawiam ocenę, która odpowiada poziomowi polskiego rapu.

Ocena: +9/10

środa, 20 czerwca 2012

Recenzja: Royce Da 5'9" - Success Is Certain (2011)



Rok 2011 dla Royce'a da 5'9" był naprawdę bardzo udany. Po wydaniu wraz z Eminemem (Bad Meets Evil) mocnego "Hell: The Sequell EP" wypuszcza swoją piątą oficjalną solową płytę zatytułowaną "Success Is Certain", którą można nazwać kontynuacją "Death Is Certain". Czy nowy krążek Rayna jest warty przesłuchania? Zaraz się dowiecie, czytając tę recenzję.
Materiał zawiera 11 utworów, z czego połowa była znana jeszcze przed premierą. Warto dodać, że "My Own Planet", na którym udzielił się Joe Budenn, to remix z innej płyty, a w dodatku słaby. Z ilością utworów nie jest najlepiej, ale na szczęście ich zawartość jak najbardziej to wynagradza. W tym przypadku liczy się jakość, a nie ilość.

Na płycie znajdziemy dwa świetne storytellingi wykonane przez Nickela. Jednym z nich jest "Security", czyli tribute nagrany dla rapera z ekipy D12, a mianowicie Proofa, który umarł w 2006 roku. Ryan podszedł bardzo emocjonalnie do jego śmierci, oraz pogrzebu, dlatego w rezultacie wyszedł z tego bardzo dobry kawałek.
"The truth is I was at Proof's funeral crying like a baby, I was sitting in the back row with Vishis, wishing I can go up to Marshall, Denaun, Swifty, Obie, Bizarre, Paul and Von and say something positive, after all the negative shit..."

Kolejnym storytellingiem jest "On The Boulevard" z gościnnym udziałem Adonisa i Nottza, który wykonał świetną zwrotkę, jak na osobę zajmującą się produkcją beatów. Nottz opowiada o chłopaku Kenny, który posiadał pasję - bieganie. Miał różne marzenia z tym związane i za wszelką cenę dążył do bycia najlepszym. Kenny, o którym pisze Nickel, to groźny, zbuntowany przestępca, który żył tylko według własnych zasad.
"Middle finger never up, that's a substituted waste. Why would he do that when can just tell you niggas “Fuck You” to your face?..." Jakieś pytania?


Można natknąć się tutaj na techniczną rewelację, czyli o "Merry Go Round" z bardzo fajnym, śpiewanym refrenem wykonanym przez samego Royce'a. Najważniejszym aspektem tego utworu jest jednak flow Nickela, którym bardzo mnie zaskoczył, oczywiście pozytywnie. W tym numerze raper wspomniał o swoim uzależnieniu od alkoholu.
"Went from bein' a kid addicted to basketball go bein' an ignorant nigga addicted to alcohol"

Ciekawym utworem jest Writer's Block - bragga w bardzo dobrym wykonaniu, gdzie znajdziemy wiele trafnych linijek. W tej kategorii dobrze prezentuje się również pierwszy utwór, a mianowicie "Legendary" z Travisem Barkerem.
"Who y'all respect is probably cross-dressing. Your favorite MC can probably find hisself, vibing to my Lost Sessions. I'm legendary".
Royce jako lekarz? Tak, w "ER" z Kidem Vishisem 5'9" próbuje zapobiec śmierci rapu i utrzymać go przy życiu. Bardzo się przy tym wczuł w rolę doktora.
"I ain't been hearin' heart, I'm bout to check his pulse. With my stethoscope, pressed against the records tho..."

Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to znajdziemy tutaj takich producentów, jak DJ Premier czy Alchemist. Oprócz nich, podkłady zrobił także Mr. Porter, Nottz i Streetruner. Całość prezentuje się bardzo dobrze i przypomina w pewien sposób klimat prequela.

Podsumowując, dostaliśmy kolejną dopracowaną płytę od członka Bad Meets Evil/Slaughterhouse. Znajdziemy na niej braggi, storrytelingi, tracki osobiste, oraz tribute. Jako wadę można uznać małą ilość tracków i to, że wiele z nich zostało już dawno ukazanych w internecie. Jednak te świeże przeplatają się ze starymi i nie psuje to w żadnym wypadku odsłuchu płyty.

Ocena: -9/10

niedziela, 12 lutego 2012

Recenzja: Game - The R.E.D. Album (2011)



Trzy lata. Tyle czasu minęło od wydania przedostatniej płyty Game'a "LAX" do wypuszczenia najnowszej, czwartej "The R.E.D. Album". Materiał był dużo razy przekładany, w tym czasie wyszło kilka porządnych mixtape'ów, m. in.: "Purp Patron", "Hangover" oraz "Candy Coronas". Oprócz tego dostaliśmy 2 solidne single "Red Nation" i "Pot Of Gold". Jak to często bywa, finalna tracklista i okładka okazały się inne, niż te ukazywane przed premierą. Czy było warto czekać na czwartą solówkę The Game'a? O tym przeczytacie poniżej.

Płyta zaczyna się krótkim, klimatycznym intrem wykonanym przez Dr. Dre. Następnie usłyszymy "The City", na którym gościem jest Kendrick Lamar. Niektórzy mogą twierdzić, że to totalny off-beaciarz i nie daje sobie po prostu rady z bitem, ale w moim przekonaniu zrobił to celowo i dobrze uzupełnia się z gospodarzem. W tym utworze Game wyrzuca z siebie wiele emocji, powraca do różnych wydarzeń z przeszłości. Podsumowując, jest to bardzo dobry utwór.

Przejdźmy do singli. Moim ulubionym jest "Martians VS Goblins" z Tylerem the Creatorem. Jego gościnny udział bardzo mnie zaskoczył, bo nigdy nie był jakimś świetnym artystą. Lecz tutaj dostaliśmy dużo trafnych linijek, jak świetny punchline: "Fall back like Lebron's hairline against the Mavericks". Prawdopodobnie Tyler nagrał najlepszą zwrotkę w swoim życiu. Następny singiel to refleksyjny "Pot of Gold" nagrany z Chrisem Brownem. Bardzo podoba mi się tekst, w którym Game opowiada o swoich przeżyciach, priorytetach. Może nie za bardzo podchodzi mi twórczość Browna, ale uważam, że tutaj dobrze się spisał. "Red Nation" to singiel wydany jako pierwszy promujący płytę. W refrenie udzielił się Lil' Wayne. Przez kontrowersyjność tej ścieżki o tematyce gangów zostało nawet zabronione puszczanie do niej klipu w telewizji.


Kolejnym świetnym kawałkiem jest "Ricky". Już na samym początku można domyślić się, że to kawałek utrzymamy w gangsterskim klimacie, ponieważ słyszymy sample z filmu "Boyz 'N' The Hood". Dużo włożonej energii gospodarza, mądry tekst i świetnie pasujący bit tworzą bardzo dobry i klimatyczny numer. Ważną pozycją na płycie jest jeszcze "Good Girls Go Bad" z Drake'iem. Trafny numer o tematyce, o której chyba nie trzeba pisać.

Warsta muzyczna prezentuje się dobrze, a czasami nawet świetnie. Ci co znają chociażby poprzednią płytę kojarzą takich rewelacyjnych producentów jak Mars, Cool & Dre, czy 1500 Or Nothin. Pojawił się także DJ Premier w "Born in the trap", robiąc świetny, old-schoolowy podkład. Game go nie zmarnował i nagrał porządny, ciekawy track.

Reasumując, Game nie zawiódł moich oczekiwań. Nagrał kolejną dobrą płytę, na której znajdziemy dużo ciekawych numerów. Oczywiście nie można powiedzieć, że do niczego nie da się przyczepić, bo nie zabrakło słabych chwil tego LP, jak np. nudny "The Good, The Bad, The Ugly", czy kilka słabo-średnich gościnnych udziałów, lecz nie należy tym się przejmować, a cieszyć najbardziej dojrzałą płytą artysty.

Ocena: -8/10

wtorek, 7 lutego 2012

Recenzja: Tech N9ne - Sickology 101 (2009)



Nie bez powodu zdecydowałem się na napisanie pierwszej recenzji akurat o płycie "Sickology 101" - jednej z lepszych albumów świetnego rapera z Kansas City. Tech N9ne - ta ksywa od razu kojarzy mi się z niesamowitym składaniem rymów. Jest mistrzem przyśpieszenia swojej nawijki, chyba jednym z niewielu, który nie psuje przy tym całości. Oczywiście w jego kawałkach nie zabraknie wielokrotnych i innych rodzajów rymów, które z jego nieziemskich flow komponują się świetnie. Zaraz dowiecie się jak wypadł jeden z jego albumów z serii Collabos.

Po odpaleniu płyty włącza się tytułowy track, czyli "Sickology 101" - zajebisty banger z gościnnym udziałem Crooked I i Chino XL, którym bardzo długo się jarałem. Mamy tutaj wszystko co najlepsze. Wyśmienite flow gospodarza, o którym już pisałem. Usłyszymy także świetne metafory od reprezentanta zachodniego wybrzeża Crookeda I i rewelacyjne punchline'y od Chino. Wszyscy spisali się na medal, więc trudno wybrać MC, który najlepiej wykonał swoją zwrotkę.

Jest to albym z cyklu collabos, więc występuje na nim wielu różnych gości, którzy mają swoje zwrotki, jak i przyśpiewki. Moją uwagę przyciągnął Krizz Kaliko (człowiek z tej samej stajni co Tech), który wykonał świetną robotę jeśli chodzi o śpiewane refreny, które znakomicie pasują do nawijki N9ne'a.


Płyta nagrana zupełnie w innym klimacie niż jego poprzednia "Killer". Warstwa liryczna jest gorsza, mniej refleksyjna, lecz nie jest to strasznie rażące. Materiał jest za to bardziej żywszy, w nowoczesnym stylu. Tech użył nawet auto-tune'a w "Blown Away". Prawie wszystkie kawałki są na elektronicznych bitach z dużą ilością bassów, które brzmią znakomicie i mi samemu się bardzo podobają. Nie przypadną za to do gustu zagorzałym fanom klasycznych, old-schoolowych podkładów wypełnionych funkowymi samplami.

Na koniec mogę napisać, że płyta jest bardzo dobra, warta sprawdzenia dla ludzi, którzy chcą usłyszeć trochę inny rodzaj rapu. Nie można się na niej zbytnio przyczepić Tech N9ne'a. Na niektórych ścieżkach goście po prostu trochę zostają na boku w porównaniu do założyciela labelu Strange Music, ale nie wpływa to bardzo na całokształt.

Ocena: 8/10